niedziela, 18 września 2016

Moc czarnego bzu

Kiedy żyła jeszcze moja Babcia ciągle coś robiła... Począwszy od corocznego sadzenia warzyw choć zawsze na jasieni mówiła, że więcej już nie będzie, bo nie ma siły, po pranie we frani bo nigdy nie dała się przekonać do zakupu automatu a skończywszy na uzupełnianiu piwnicy w słoikowe zapasy. Jeśli chodzi o to ostanie to w pewnym momencie rozszalała się na maksa... choć tak naprawdę widziałam, że czasem ma już dość ale cóż... dziadek jako osoba niewidoma, siedząca głównie w domu i słuchająca przez wiele godzin radia ciągle coś wymyślał... a raczej co wysłuchał to odrazu kazał babci robić. I nie mówię tu tylko o dżemach czy rożnych wersjach ogórków ale również o bardziej tajemniczych, cudownych miksturach typu chrzan w denaturacie czy napar z pokrzywy czymś tam jeszcze ;). 
Osobiście czasem pomogłam przy produkcji ale dość sceptycznie do owych eliksirów podchodziłam. Raz dałam się namówić i posmarowałam sobie nogę jak mi spuchła no i ok szybko zeszło ale smrodku nie mogłam się cały dzień pozbyć ;). Jedyne co akceptowałam to fakt, że Dusia czasem gdy była pod opieką Babci piła sok z czarnego bzu. Były to jednak czasy w których moje Dziecko chorowało prawie cały czas więc żadne wspomagacze zarówno te naturalne jak i apteczne nie pomagały no ale zaszkodzić też nie mogło. Sytuacja zmieniła się jednak ciut w ubiegłym roku... Stał się cud... Dusia przestała ciągle odwiedzać pediatrę i brać w kółko antybiotyki. Przeziębienia zdarzały się oczywiście ale zawsze wtedy Dziadek mówił: choć weź buteleczkę soku i dodawaj Jej do herbaty. No więc szłam... wprawdzie babcia już nie żyła ale jakieś zapasy w piwnicy zostały. Nie wiem na ile mikstura z owoców bzu przyczyniała się do tego ale z reguły z dodatkiem herbatki z miodem i cytryną i ewentualnym jakimś leciutkim aptecznym syropkiem wszystkie przeziębienia udawało się likwidować i nic poważniejszego nie wykluwało się. 
A teraz... Sezon wakacyjny był zdrowiutki ale wraz z rozpoczęciem szkoły pojawił się i katarek. Tylko cudownego soku nie ma od kogo wziąć ponieważ dziadek nie mieszka już koło nas. Postanowiłam więc, że w tym roku zrobię go sama. Nie mam pewności, czy rzeczywiście to właśnie on pomagał ale jeśli nawet nie, to i tak sam w sobie ma tyle wartościowych rzeczy, że picie go czasami jest jak najbardziej wskazane :)



A co właściwie takiego ekstra ma ten czarny bez? Już Wam pisze :)
Przede wszystkim jest bogaty w witaminę C ale i A w nim nie brakuje. Dodatkowo znajdują się w nim takie dobrodziejstwa jak: wapń, potas, sód, glin i żelazo. 
Najbardziej znany jest ze swoich przeciwgrypowych właściwości: działa napotnie, pomaga przy nieżytach dróg oddechowych, ale również "ułatwia" pozbyć się np toksyn z organizmu ponieważ działa w jakimś stopniu moczopędnie i przeczyszczająco. Picie soku z bzu napewno przyczyni się też do wzmocnienia naczyń krwionośnych no i ma też właściwości przeciwbakteryjne.
Dużo tego, prawda?


Jeśli chodzi o przepis na ową miksturę to tu miałam mały problem, bo o ile pomagałam babci zrywać owoce to przy samej produkcji nie bywałam. Poszperałam więc w necie i znalazłam kilka podpowiedzi ale ostatecznie zrobiłam po swojemu. ;)

Najbardziej mozolnym etapem było oskubanie tych małych kuleczek z gałązeczek. No ale fajny film na laptopie i można siedzieć i dłubać ;)


Owoce oczywiście dokładnie wypłukałam a potem wyciągnęłam z szafy taki oto starodowany sprzęt do robienia soku :P. Składa się on z 3 warstw: na samym spodzie pojemnik na wodę, potem miejsce na zrobiony sok a na górze dziurkowana część na owoce. Wystarczy pilnować czy przypadkiem nie wygotowała się woda, dorzucić co i rusz czegoś, przemieszać i sok robi się praktycznie sam ;) Wprawdzie troszkę schodzi się z tym ale to nic ;).


Planuje dolewać go Dusi tak jak zawsze do herbaty a ona całkowicie gorzkiej nie wypije (słodzimy łyżeczkę na kubek) więc troszkę cukru dodałam. Jednak nie chciałam przesadzać więc ograniczyłam się do naprawdę niewielkiej ilości (babcia zapewne wsypała by 5 razy więcej).

W związku, że surowe owoce bzu są trujące o czym trzeba koniecznie wiedzieć i pamiętać postanowiłam dla pewności gotowy sok poddać jeszcze jednej obróbce termicznej i zagotowałam go. Na koniec gorący przelałam do buteleczek i słoiczków.


Teraz soczek stoi w szafeczce i czeka na swój czas ;)


15 komentarzy:

  1. No i super. Domowe soki najlepsze. Moc witamin niech będzie z wami ;) pozdrawiam Karolina

    OdpowiedzUsuń
  2. domowe najlepsze i najzdrowsze!

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam o nim wiele dobrego, ale nigdy nie próbowałam.

    OdpowiedzUsuń
  4. ha! u nas coroczna produkcja także ruszyła :) osobiście uwielbiam wersję bardzo słodką, więc po prostu gotuję owoce w syropie cukrowym z małym dodatkiem cytryny - jest pyszny! a kto wie, może i zdrowy ;)
    jako sprawną i skuteczną metodę "skubania" kuleczek polecam widelec

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh... właśnie o metodzie z widelcem przeczytałam jak już paluszkami to zrobiłam... ;) ale przy następnej porcji spróbuje nim :)

      Usuń
  5. Jakbyś tylko miała go gdzieś blisko napewno zrobiłabym sok :-) kurcze ale nie ma Monika Flok

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam sok z czarnego bzu, lubie go dolewać do gorącej herbaty w czasie przeziębienia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Osobiście nie lubię herbaty więc czasem napije się od tak samego ale Dusi podaje właśnie w taki sposób :-)

      Usuń
  7. Witaminy przed zimą bardzo się przydadzą, u nas sezon przeziębień już się rozpoczął.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. U nas też... Jak Dusi przeszło smarkanie to teraz ja przeziębiona:-(

      Usuń
  8. Ja również od lat robię sok z czarnego bzu :) a jego skubanie nie musi być mozolne - wystarczy użyć do tego widelca :)

    OdpowiedzUsuń