piątek, 5 czerwca 2020

Rodzicielstwo w czasach pandemii

Któregoś popołudnia zajrzałam na ten blog i okazało się, że ostatni wpis mojego autorstwa został tu opublikowany tuż po urodzeniu mojej córki, czyli ponad rok temu! Spontanicznie siadam więc do komputera i piszę do Was o tym, jak sobie radzę z byciem mamą w tych trudnych czasach pandemii.
                                   
Zacznę od tego, że gdy moje młodsze dziecko skończyło rok, a tym samym dobiegł końca mój urlop macierzyński, podjęłam decyzję o pozostaniu z dziećmi w domu. Długo analizowałam plusy i minusy różnych wariantów, ale ostatecznie złe doświadczenia ze żłobkiem starszaka przeważyły szalę. Największym plusem podjętej decyzji było to, że kiedy jestem w domu, mój starszak nie musi chodzić do przedszkola. Od tej pory przedszkole stało się przywilejem, a nie obowiązkiem. Kiedy mieliśmy ochotę zostać w domu, zgłaszałam wychowawczyni wagary i po sprawie. Wychodzę z założenia, że jeszcze zdąży nachodzić się do szkoły, a skoro teraz chce być ze mną, to ja pragnę mu to dać. Zostałam więc w domu na bliżej nieokreśloną przyszłość, nie mając pojęcia, co ta przyszłość wkrótce przyniesie…

Kiedy ogłoszono zamknięcie placówek edukacyjnych w naszej gminie, a zaraz potem w całym kraju, poczułam ulgę. Teraz mogliśmy wagarować na legalu! Mieszkamy na wsi, posiadamy własne podwórko, możemy wybrać się na spacer do dwóch ulubionych kolegów syna – czego chcieć więcej? Musiałam szybko przeorganizować plan dnia, bo zazwyczaj gotowałam i sprzątałam podczas drzemki młodszej córki, a teraz te drzemki postanowiłam wykorzystać na edukację starszaka. Nasze przedszkole codziennie wysyła scenariusze zajęć i staramy się przynajmniej częściowo je realizować, ale działamy też we własnym zakresie, zagłębiając się w matematykę, czytanie sylabowe czy eksperymenty. Zaczęliśmy więcej tworzyć, więc szybko musiałam uzupełnić zapasy materiałów plastycznych. Grafomotoryka syna poprawiała się z tygodnia na tydzień, okazało się bowiem, że w pracy domowej jest on o wiele bardziej skupiony niż w przedszkolnym gwarze.

Wiem, że wiele osób mieszkających w miastach boryka się z brakiem możliwości aktywności ruchowych, a przynajmniej ich ograniczeniem. Codziennie dziękuję Bogu za mieszkanie na wsi w otoczeniu lasów, łąk i pól. Kiedy tylko pogoda dopisuje, wychodzimy na rowery i spacery. Mamy znacznie więcej czasu na uważne obserwowanie przyrody. Często usypiam córkę w wózku na świeżym powietrzu, a w tym czasie, siedząc ze starszakiem na huśtawce, czytamy książki lub wypełniamy jakieś karty pracy. Nie licząc kilku wyjątkowo deszczowych dni, kiedy rzeczywiście siedzieliśmy zamknięci w domu, zdecydowaną większość czasu spędzamy na dworze.

piątek, 26 kwietnia 2019

Wiosenny, kreatywny powrót...

O kurczaki... ile tu kurzu... pajęczyn... ledwo literki widać... Wstyd normalnie... Chyba trzeba ciut posprzątać...
Ostatni post ponad 2 miesiące temu... Wcześniej wcale nie było lepiej... Czemu tak? Tłumaczyłam już kilka razy ale powtórzę w skrócie... Trochę przez pracę, trochę przez lenistwo i przez małą ilość tworzonych kreatywnie, wspólnie rzeczy i przez brak chęci i motywacji i ogólną załamkę...
Czy planuje wielki powrót? Nie wiem, nie obiecuję... Narazie wpadłam by odkurzyć lekko stare śmieci i przypomnieć, że taki blog istnieje :P Co będzie dalej... zobaczymy... Choć mam ambitny plan (nie pierwszy raz)  by chociaż ze 2-3 posty w miesiącu pojawiły się ;) Może Ktoś jeszcze o nas pamięta... może ktoś nowy przypadkiem tu trafi...

Tak czy siak, koniec stękania i prezentuje coś nowego. Nieco inny witraż... Czemu inny? Bo nie stworzony na szkle ale przede wszystkim na foli aluminiowej.
Pomysł na taką pracę znalazłam kiedyś w necie ale że było to wieki temu to nie jestem w stanie podać konkretnego źródła.


Pierwszy kroczek to naszkicowanie wzoru na bloku/tekturce. Oczywiście można ten etap pominąć lecz wydaje mi się, że tak łatwiej będzie działać dalej.


niedziela, 20 stycznia 2019

"Dziecko z baśni"



Ta książka trafiła do mnie zupełnie przypadkowo, kiedy facebook wyświetlił mi w proponowanych stronach fanpage Wydawnictwa Lucky, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam. Jako miłośniczka książka weszłam na tę stronę, a tam rzucił mi się w oczy post z propozycją zrecenzowania jednej z ich książek. Zgłosiłam się, książkę dostałam i kilka dni temu połknęłam ją w całości podczas leniwego poranka w łóżku (ach te wspaniałe przywileje ciężarnej kobiety ;-) ).

Przyznam szczerze, że pierwszy raz recenzuję Wam książkę dla dzieci, której nie przeczytałam mojemu synkowi. Franek ma obecnie ponad 3 lata, a „Dziecko z baśni” Marty Wiktorii Trojanowskiej jest przeznaczone dla sporo starszych dzieci. W zależności od indywidualnej wrażliwości dziecka stawiałabym na kategorię wiekową 7+.

Główna bohaterka książki, Anetka, jest zwykłą dziewczynką chodzącą do szkoły, której dyrektorem jest jej tata. Wokół Anetki pojawiają się bardzo ciekawe postaci: wiecznie narzekająca szkolna sekretarka Łata, kujonica Renata dźwigająca najcięższy plecak, zarozumiała sportsmenka Gonia, wścibski pan Pietruszka będący sąsiadem babci Tereski.