sobota, 25 października 2014

Rozmowy z Dusią

Dusia: - Jak bym miała jedną spadającą gwiazdkę to poprosiłabym ją o kolejne sto.
Ja: - Aż sto?
D: - Tak. I dla każdego Dziecka po sto gwiazdek. I dla Ciebie też.
Ja: - O... to fajnie, dziękuję i  że o mnie pomyślałaś
D: - A jak będziesz już miała te gwiazdki to o co poprosisz wtedy?
Ja: - No nie wiem... napewno o jakiś nowy wypasiony samochód... żebyś nie chorowała... o może żebym trochę schudła...
D: - Oj mamo, tak to się nie da... musisz dużo ćwiczyć jak chcesz schudnąć...
(No to mnie Dziecko oświeciło. A ja myślałam, że dieta cud, czyli jem wszystko co chce i mam nadzieję, że cudem schudnę, wystarczy ;) 


(podczas odrabiania pracy domowej)
Dusia: - Ale ja naprawdę muszę to napisać...?
Ja: - Tak, naprawdę
D: - Wszystko?
Ja: - Tak, wszystko
D: - Ale to jest głupie i nudne i trudne... i mi się nie podoba... och życie... dlaczego mi to robisz...
(Cóż szkoła równa się obowiązki... nie zawsze przyjemne)


(Przyszła do nas na chwilę moja Babcia i pląta się jej pod nogami kot)
Babcia: - Idź stąd głupi kocie...
Dusia: - Babcia... Babcia... nie mów tak. W czy ty wiesz, że koty słyszą 5 razy lepiej od Ciebie? Znaczy ty to i tak już gorzej słyszysz ale nawet 5 razy lepiej ode mnie słyszą.
(Dusia już od dłuższego czasu ma bzika na punkcie kotów i lubi chwalić się swoją wiedza o nich)



Idąc ze sklepiku na cmentarz na grób mojego Taty
Dusia: - Mamuś, a wiesz czemu wybrałam taka znicz?
Ja: - Nie wiem. Bo ładnie wygląda?
D: - To też... ale ona jest z sercem a serce to taki jakby znak miłości prawda?
Ja: - No tak...
D: - No właśnie... A ja przecież kochałam Dziadka i jak mu zaniosę taką znicz z serduszkiem to pokaże to...
(Chyba nie muszę mówić, że zabrakło mi słów i miałam łzy w oczach...)


Dusia: - No mamo, idziesz czy nie?
Ja: - No idę idę, już...
D: - Mamo... czy ty rozumiesz co znaczy słowo już?
Ja: - rozumiem
D: - No chyba nie. Jak mówisz już to znaczy już, teraz, od razu a nie mówisz już i jeszcze coś tam zrobisz i przyjdziesz za kilka minut... To powiedz lepiej zaraz a nie już...
(Upssst... Dziecko mnie poucza... choć w sumie racje miała)


(pakuje plecak do szkoły)
Ja: - Dusiu, książkę od religii zostawiłaś w poniedziałek w klasie?
Dusia: - Nie, brałam ją przecież do domu
Ja: - Chyba jednak nie, bo Jej nie ma.
Dusia: - Jak to nie ma?
Ja: - No nie ma, musiałaś ją zostawić w klasie albo na świetlicy, bo przecież odrabiałaś lekcje...
D: - O nie... a jak zginęła to co będzie?
Ja: - Nie wiem, może się znajdzie a jak nie to coś wymyślimy.
D: - A ja już wiem... Pójdziemy do tej księgarni gdzie ją kupowałyśmy i kupimy nową. A jak pani powie, że już nie ma takich to poprosimy ją, żeby tam zapytała i zamówiła gdzie robią takie książki i już. Pójdziemy następnego dnia i książka pewni już będzie i kupimy nową...
Ja: - Jak się nie znajdzie to tak właśnie zrobimy
D: - Ale napewno?
Ja: - Tak, napewno.
( Strasznie męczyło ją zaginięcie książki, bo uwierzcie, że w ciągu pół godziny ze 20 razy zapytała jeszcze czy napewno zrobimy tak jak mówiła. A książka oczywiście odnalazła się na świetlicy)



5 komentarzy:

  1. Oj tak, moja córa też lubi mnie pouczać a ma dopiero 5 lat. Co to będzie za kilka to ja nie wiem:)
    Ty i schudnąć? Z czego?:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Z tym "już" Dominika powiedziała mi kiedyś dokładnie to samo :)

    OdpowiedzUsuń