poniedziałek, 30 listopada 2015

Dziecko na warsztat - eksperymenty

Jakoś tak wyszło, że końcówka listopada bardzo Projektowa się tu zrobiła... trzeci wpis z rzędu wiąże się z jakąś akcją... A dziś? Chyba tak jak u prawie wszystkich którzy mnie odwiedzają króluje Dziecko na Warsztat. Do tego z bardzo fajnym tematem przewodnim czyli eksperymenty :D
O ile na ogół na początku mam małą zagwozdkę co wymyślić i zrobić to tym razem nie było tego problemu. Odrazu przypomniałam sobie kilka patentów które gdzieś tam kiedyś widziałam i już nie raz myślałam by zrobić z Dusią ale było to tak sobie odkładane i odkładane. No to teraz nadrobiłyśmy. :D
Może nie ma tu nic wielce odkrywczego, i nie wszystko wyszło w 100% i ogólnie eksperymenty są znane ale to nic. My się fajnie bawiłyśmy przygotowując je i dla mego Dziecka były to nowości :)

Na początku takie tam sobie małe co nieco...

1. Jajo bez skorupy

Do tego eksperymentu potrzebujemy 3 rzeczy które można znaleźć w kuchni: jajko, ocet i jakąś miseczkę albo słoik.
Jajko kładziemy do pojemnika i zalewamy je octem.


W związku, że nas osobiście strasznie drażnił zapach octu wyniosłyśmy to na 24 godziny do pomieszczenia w którym prawie nie przebywamy. Co jedynie zaglądałyśmy co jakiś czas by zerknąć czy coś się dzieje z naszym jajem. Nie powiedziałam Dusi wcześniej o co chodzi w tym eksperymencie także jeszcze bardziej niecierpliwie wyczekiwała gdy zacznie się coś dziać.
No i się działo... Na początku na powierzchni zanurzonego jajka zaczęły pojawiać się bąbelki (pęcherzyki gazu) a potem na powierzchni octu zaczął tworzyć się brzydki osad. W tym momencie Dusia stwierdziła, że wygląda to fujj i zaprzestała obserwacji :P. Także jajo spokojnie leżało sobie jeszcze troszkę aż w końcu skorupka całkowicie "rozpuściła" się.



Dopiero wtedy wyjęłam je, umyłam i dałam Dusi do łapek i przekonała się na co tyle czekała. Była lekko zdziwiona, że skorupka znikła a jajko samo w sobie zrobiło się dość elastyczne...


Po wstępnym zapoznaniu się z "gumowym" jajem, Dziecko me było ciekawe, czy w środku żółtko i białko jest normalne czy może też się coś z nim stało. No i oczywiście co będzie jak je mocniej ściśnie albo upuści. Żeby to sprawdzić ale nie mieć potem plamy na dywanie, pomaszerowałyśmy do łazienki i tam Dusia nad brodzikiem podejmowała próby rozwalenia jaja.
Najpierw z niewielkiej wysokości - jajko odbiło się jak piłeczka. Potem ciut wyżej - to samo. A na koniec z dość znacznej odległości i było buummm... Żółtko i białko było normalne, rozpłynęło się i pozostała sama błonka która je otaczała.


Teraz jeszcze malutkie wyjaśnienie eksperymentu. 
Głównym składnikiem skorupki jajka jest węglan wapnia, który reaguje z octem (kwasem octowym) tworząc sól wapniową i dwutlenek węgla. Dwutlenek węgla obserwujemy jako pęcherzyki na skorupce. Poprzez tą reakcje wapń czyli nasza skorupka rozpuszcza się.


2. Krystalizacja sody

Na początku należy przygotować nasycony roztwór soli kuchennej. Bierzemy słoiczek, wlewamy do niego trochę wody, dosypujemy soli i mieszamy aż do rozpuszczenia... (Taka mała rada, lepiej robić to w ciepłej wodzie, wtedy sól łatwiej i szybciej się rozpuszcza) Ową czynność powtarzamy do momentu w którym sól przestanie się rozpuszczać.
Gdy mikstura jest przygotowana, łapiemy pierwszą lepszą kredkę jaką mamy pod ręką oraz kawałek sznureczka, włóczki itp (Z tego co wyczytałam najlepiej wybrać jak najbardziej włochatą rzecz. U nas tak wyszło, że wykorzystałyśmy poniewierającą się w szufladzie sznurówkę). Sznureczek zawiązujemy na kredce, kładziemy ją na słoiku tak by sznureczek dotykał dna. Następnie słoik odstawiamy w jakieś dość ciepłe ustronne miejsce i oczywiście czekamy...
Woda stopniowo będzie parować ze słoika a sól będzie ulegała krystalizacji i osadzała się na ściankach słoika oraz sznureczku.

U nas po kilku dniach proces krystalizacji przedstawiał się tak:

 

Na sznureczku zaczęły pojawiać się małe kryształki soli :)


Im dłużej będzie przebiegał proces parowania i krystalizacji tym większe powinny powstać kryształki.
U nas niestety udało się narazie uzyskać tylko takie, ponieważ słoik nieszczęśliwie spadł z parapetu i jak się można domyśleć wszystko się wylało :(. Nastawiłyśmy nową miksturę ale na daną chwilę jesteśmy mniej więcej na takim samym etapie powstawania kryształków.


Teraz pora wprowadzić trochę barw :D

3. Wędrujące kolory

Do wykonania tego eksperymentu potrzebowałyśmy 6 szklanek, papierowe ręczniki, wodę i coś czym ją zabarwimy. Początkowo miałyśmy skorzystać poprostu z barwników spożywczych ale nie miałyśmy akurat żółtego a zależało mi, żeby pojawił się on a do tego kolor niebieski i czerwony.  W związku z tym musiałyśmy barwniki zastąpić czymś innym. I tak sobie pomyślałam, że chyba jeszcze nigdy z Dusią nie farbowałam wody bibułą... I tu już zaskoczenie mego dziecka było spore, bo nie wiedziała, że się tak da.


No ale własnie, tu mamy 3 szklanki a wcześniej wspomniałam, że będzie potrzebne 6. 
Kolejny etap eksperymentu polega na ostawieniu na przemian: szklanka z zabarwioną wodą, szklanka pusta itd. Potem należy "połączyć" je wszystkie papierowymi ręcznikami.


No i znowu trzeba uzbroić się w cierpliwość. Wraz z upływem godzin można zaobserwować, że ręczniki zaczynają się barwić...


Aż w końcu zabarwiona woda pomału dzięki siłom kapilarnym po takiej papierowej drodze wędrowała do pustych szklanek. 
Niestety jak się okazało barwienie bibułą średnio się tu sprawdziło, ponieważ kolory były za słabe. O ile ładnie wyszedł nam zielony i pomarańczowy to fioletowy już nie bardzo. Ale to nic.  
Eksperyment i tak uznajemy za udany i fajny. No i przede wszystkim naprawdę zaciekawił Dusię :).




4. Rozkwitające kwiaty

A teraz jeszcze coś małego, co już wprawdzie robiłyśmy kiedyś ale tak nam się przypomniało i stwierdziłyśmy, że na szybko powtórzymy. Bo przy tym mini eksperymencie nie trzeba długo czekać na efekt końcowy.
Wystarczy z bloku powycinać kwiatuszki a potem ich płatki pozaginać do środka.


Następnie delikatnie kładziemy je na powierzchni wody i w momencie w którym włókna z których papier jest zbudowany stykają się z cieczą zaczynają one nasiąkać i pęcznieć co powoduje prostowanie papieru, czyli to nasze rozkwitanie :)


5. Czary mary w słoiku

Już na sam koniec naszych listopadowych eksperymentów z przyjemnością zrobiłyśmy coś z serii cuda w słoiku.
Potrzebny był nam oczywiście słoik, olej oraz kolorowe kostki lodu.


Słoik napełniłyśmy olejem a potem Dusia pojedynczo wrzucała do środka kostki lodu. Na pierwszy rzut poszła zielona... 
Dość szybko zaobserwowałyśmy, że lód zaczyna się topić a kolorowe krople opadają na dno.


Żeby jednak nie było zbyt nudno w słoiku pojawiały się kolejne kostki... czerwona i na koniec niebieska


Część opadających na dno kolorowych kropelek rozbijała się odrazu na mniejsze a reszcie Dusia ciut pomogła, merdając w słoiku widelcem. Powstało wtedy całkiem fajne kuleczkowe, kolorowe zamieszanie :)



Jeśli chodzi o słoikowe eksperymenty to nie był to pierwszy jaki wykonałyśmy. 
Jakiś czas temu robiłyśmy np małą kolorową burze KLIK



A ciut wcześniej tzw chemiczne jojo. KLIK gdzie kolorowe kuleczki w magiczny sposób wędrowały z góry na dół i z dołu na gorę i tak w kółko.
On był jako pierwszy i chyba najbardziej podobał się Dusi.



Jeśli po obejrzeniu naszej małej dawki eksperymentów nadal czujecie pewien niedosyt to serdecznie zapraszam Was do pozostałych uczestniczek, bo tam też wiele ciekawy propozycji można zaleźć :)



Dziecko na warsztat

9 komentarzy:

  1. bardzo ciekawe doświadczenia,muszę zrobić z dzieciakami te wędrujące kolory. Gumowate jajo mnie rozbawia,super

    OdpowiedzUsuń
  2. Widzę, że chemia opanowała blogosfere :) Dzieciaki kochaja takie doświadczenia! U córki w przedszkolu często się takie zajęcia odbywały i maluchy za każdym razem były zachwycone :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pomysłowo u Was. Świetnie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajne pomysły, rozkwitających się kwiatów nie znałam

    OdpowiedzUsuń
  5. Ekstra! Część eksperymentów mamy podobnych, ale za każdym razem, gdy je oglądam przypominam sobie miny i fascynację dzieci - dla takich chwil warto eksperymentować, nawet po kilka razy to samo :P Aha i koniecznie musimy zrobić magiczne kwiaty - czad!!!

    OdpowiedzUsuń
  6. A nasze jajko (pierwsze) pękło jak spadło z wysokości 1 cm, może za długo jednak leżało w occie. Mam zamrożonych trochę kolorowych kostek lodu do innego doświadczenia, ale chyba kilka zabiorę żeby wrzucić je do oleju :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Najbardziej spodobały mi się słoikowe czary z kostkami lodu. Do powtórzenia i u nas :)

    OdpowiedzUsuń
  8. właśnie! kwiatki miałam pokazać Adasiowi. Jest tyle fajnych pomysłów że trzeba szybko działać!

    OdpowiedzUsuń