Miewacie takie chwile w których dopada Was nostalgia, rozmyślacie i żałujecie, że czas tak szybko leci... zastanawiacie się nad tym czemu to wszystko nie zwolni i czemu fajne chwile nie mogą trwać dłużej a o pragnieniu cofnięcia czasu już nie wspomnę...? Ja tak miałam np dzisiaj... Dusia rysowała, Grzesiek grał na laptopie a ja na chwilę usiadłam i patrzyłam na pięknie świecącą się choinkę... No i tak mi się trochę żal zrobiło, że ten cały adwent, oczekiwanie, przygotowywania oraz Święta już za nami... :( ale cóż, wiem, że w gruncie rzeczy to nie ma sensu, bo ile by człowiek o tym nie myślał i jakby mocno tego nie chciał to niestety życie pędzi galopem a maszyny do podróży w czasie nikt jeszcze nie wymyślił. Można tylko wspominać, cieszyć się tym co jest teraz i czekać na następne fajne chwile... np na Sylwester, mimo, że nie jest on tak magiczny jak Boże Narodzenie i nie wybieramy się na żadną mega imprezę.
A jak Sylwester to oczywiście odrazu na myśl nasuwa się szampan i fajerwerki... ewentualnie łagodniejsza wersja tego drugiego czyli zimne ognie których Dusia (zresztą jak i sztucznych ogni) do niedawna panicznie się bała. Co roku prosi abyśmy je zakupili i za każdym razem kończy się to podobnie tzn odpalamy jedną sztukę, pokazujemy, że to nie parzy i gasimy bo Dziecko me za nic w świecie nie chce się do tego zbliżyć. Aż tu w tym roku nastąpił przełom... Dusia oczywiście zażyczyła sobie zimnych ogni, ja pomarudziłam, że po co skoro się boi ale ostatecznie i tak kupiłam... Odpalamy i... najpierw strach w oczach, potem chwyt drżącą dłonią, na koniec łomoczące serce ale udało się, nie zjadło :P Przy drugim podejściu było już lepiej i odważniej...
... a przy 3,4 i 5 to już luzik i zabawa...