Strony

piątek, 30 grudnia 2016

Zimne ognie i klimaty sylwestrowe

Miewacie takie chwile w których dopada Was nostalgia, rozmyślacie i żałujecie, że czas tak szybko leci... zastanawiacie się nad tym czemu to wszystko nie zwolni i czemu fajne chwile nie mogą trwać dłużej a o pragnieniu cofnięcia czasu już nie wspomnę...? Ja tak miałam np dzisiaj... Dusia rysowała, Grzesiek grał na laptopie a ja na chwilę usiadłam i patrzyłam na pięknie świecącą się choinkę... No i tak mi się trochę żal zrobiło, że ten cały adwent, oczekiwanie, przygotowywania oraz Święta już za nami... :(  ale cóż, wiem, że w gruncie rzeczy to nie ma sensu, bo ile by człowiek o tym nie myślał i jakby mocno tego nie chciał to niestety życie pędzi galopem a maszyny do podróży w czasie nikt jeszcze nie wymyślił. Można tylko wspominać, cieszyć się tym co jest teraz i czekać na następne fajne chwile... np na Sylwester, mimo, że nie jest on tak magiczny jak Boże Narodzenie i nie wybieramy się na żadną mega imprezę.

A jak Sylwester to oczywiście odrazu na myśl nasuwa się szampan i fajerwerki... ewentualnie łagodniejsza wersja tego drugiego czyli zimne ognie których Dusia (zresztą jak i sztucznych ogni) do niedawna panicznie się bała. Co roku prosi abyśmy je zakupili i za każdym razem kończy się to podobnie tzn odpalamy jedną sztukę, pokazujemy, że to nie parzy i gasimy bo Dziecko me za nic w świecie nie chce się do tego zbliżyć. Aż tu w tym roku nastąpił przełom... Dusia oczywiście zażyczyła sobie zimnych ogni, ja pomarudziłam, że po co skoro się boi ale ostatecznie i tak kupiłam... Odpalamy i... najpierw strach w oczach, potem chwyt drżącą dłonią, na koniec łomoczące serce ale udało się, nie zjadło :P Przy drugim podejściu było już lepiej i odważniej...


... a przy 3,4 i 5 to już luzik i zabawa...

piątek, 23 grudnia 2016

Wesołych Świąt... choineczkowo życzę...

Wiele dni oczekiwania... codzienne zaglądanie do kalendarza adwentowego, wypełnianie zadań, zjadanie cukierków, chodzenie na roraty, sprzątanie, mycie okien, lepienie pierogów, pakowanie prezentów i... zleciało migusiem... Jutro już Wigilia...
Jednak nim złoże Wam życzenia i zniknę stąd na świąteczną przerwę chciałam pokazać Wam jeszcze naszą choineczkę... a raczej dwie ;)


Dusia w tym roku wyprosiła żeby i w swoim pokoju mieć choć malutkie świąteczne drzewko... Niby nie chciałam, bo przecież u nas będzie duża i piętro niżej u mamy ale potem pomyślałam, czemu nie... niech się dziecko cieszy :)
Ubrała ją tydzień temu... Trochę może wcześniej ale, że nie mogła się doczekać a ja akurat dzięki temu zyskałam godzinkę by spokojnie skończyć wieszanie firanek to wiecie... i wilk syty i owca cała ;)


Choineczka mała ale ozdobiona na bogato :P

środa, 21 grudnia 2016

Ozdoby z masy solnej

Zauważyliście, że w tym roku w okresie przedświątecznego tworzenia strasznie modna stała się zimna porcelana? Wyczarować z niej można śliczne, białe cudeńka i nie ukrywam, że miałam straszną chętkę by też spróbować coś z niej porobić. Niestety w dniu w którym zaplanowałam z Dusią wspólne prace nie miałyśmy w domu odpowiedniej ilości kleju więc ostatecznie postawiłyśmy na coś tradycyjnego czyli masę solną. Zimna porcelana nie zając, nie ucieknie ;)

Jaki jest idealny przepis na masę solną? Nie wiem :P. My zawsze robimy standardowo: szklanka mąki, szklanka soli i wody wedle uznania ;). 

Kiedyś, dokładnie to 3 lata temu czyli daaawno temu, tworzyłyśmy już świąteczne ozdoby z tejże masy KLIK, potem były jakieś walentynkowe serduszka no i żółwiki ale za każdym razem najpierw lepiłyśmy a potem dopiero malowałyśmy farbami. Teraz zrobiłyśmy inaczej, bowiem odrazu zabarwiłyśmy masę. Nie użyłyśmy jednak do tego barwników spożywczych ani nawet farb tylko... kurkumy i kakao :)

poniedziałek, 19 grudnia 2016

Coraz bliżej Święta...

Jak do tej pory pokazywałam Wam małe co nieco, świątecznego robionego prze zemnie wspólnie z Dusią :) Może nie są to jakieś cuda ale staramy się :P Coś tam jeszcze mam do zaprezentowania i myślę, że wyrobię się do świąt ;) ale póki co będziecie mogli zobaczyć piękne ozdoby przygotowane przez moją Siostrę... wprawdzie Ona twierdzi, że to nic takiego, takie tam zwykłości robione na szybko z tego co było pod ręką jednak ja uważam inaczej :).
No a teraz nie przedłużam i oddaje głos Ani :)


Kochani, czujecie już w powietrzu Święta? Adwent i Boże Narodzenie to mój ulubiony okres w roku, na który zawsze wyczekuję z tak samo dużą radością. Niby mam już prawie 30 lat, stałą pracę i kredyt na głowie, ale w kwestii Świąt ciągle jestem jak dziecko – podekscytowana, niecierpliwa, ciesząca się z drobiazgów. A odkąd sama mam dziecko, to ten wspaniały zimowy czas jest dla mnie jeszcze większą radością.

W tym roku kolejny raz udało mi się zakończyć przedświąteczne obowiązki jeszcze w listopadzie, dzięki czemu Adwent upływał nam w atmosferze duchowych przygotowań. Nie zapomniałam jednak o dekoracjach domu. Uważam, że na ważne wydarzenia należy się dobrze przygotować, więc i nowo narodzonego Jezusa staram się podjąć godnie w każdym aspekcie. W myśl tej idei przygotowałam w tym roku kilka dekoracji.


Dekoracje z mchu – wianek oraz kula. Styropianowe formy o odpowiednich kształtach
pokryłam mchem przyniesionym z ogródka, który mocowałam za pomocą ciemnozielonej
nici. Delikatne dodatki wystarczyły.

piątek, 16 grudnia 2016

Do szopy hej pasterze do szopy bo tam cud...

Zanim zaczniecie czytać i oglądać to co chce Wam dziś pokazać koniecznie odpalcie sobie w tle poniższą kolędę Po co? Ano by się ciut bardziej świątecznie już nastroić i by przyjemniej było przez te parę chwil jakie spędzicie tutaj ;). Pozatym fajnie pasuje ona do rzeczy którą ostatnią zrobiłyśmy ;)


Jak do tej pory wraz z Dusią nie tworzyłyśmy samodzielni szopki i w sumie sama nie wiem czemu. W ubiegłym roku co jedynie Dziecko me wyczarowało taki tematyczny obrazek :).

wtorek, 13 grudnia 2016

Projekt choinka 2016

Idąc za ciosem, na końcówce Projektu Zwierzaki Cudaki startuje z kolejną zabawą. Tak naprawdę to żadna nowość, bo będzie to już 3 edycja... :)
W poprzednich latach znalazło się kilka chętnych blogerek które pochwaliły się swoimi choineczkami więc może i w tym roku warto spróbować? :)
Oficjalnie zapraszam więc do zabawy blogowej w Projekcie Choinka 2016 :)



ZASADY OGÓLNE:

Głównym zadaniem jest urządzenie sesji zdjęciowej choince... tak, tak chodzi mi o to świąteczne drzewko, które pojawia się w Waszych domach. Mogą być to zdjęcia w trakcie ubierania, Was przy niej albo poprostu samej choinki i ozdób znajdujących się na niej. W tej kwestii, wszystko już zależy od Was :).
Ilość zdjęć generalnie dowolna. Tzn. ustalmy, że musi pojawić się minimum 5 fotek a górnej granicy nie określam...


Aby przyłączyć się do projektu należy:

sobota, 10 grudnia 2016

Reniferowe kartki

Reaktywując we wrześniu Projekt Zwierzaki Cudaki założyłam, że będzie on trwał 3 miesiące. Teoretycznie więc nie powinny ukazywać się już wpisy podpięte pod tą zabawę ale jakoś tak spodobało mi się (i innym Uczestniczką chyba też), że lekko "naciągnęłam" regulamin i Projekt ciut przedłużyłam. Dlatego w grudniu pojawiło się zadanie specjalne dla chętnych z jednym zwierzakiem. Jakim? Biorąc pod uwagę zbliżające się Święta, nikogo nie powinien zdziwić fakt, że jest nim renifer ;).


Długo myślałam z Dusią jak go wykonać, przeglądałyśmy inspiracje, kombinowałyśmy... 
Najpierw pojawiła się pierwsza wizja: z rolek... potem druga: ponownie skorzystamy z szablonów z gazetki "Mały artysta" i w końcu trzecia, obustronnie zaakceptowana, ostateczna i zaraz ją zobaczycie :P

Na początku pomalowałam Dusi stópkę brązową farbą... Choć to właściwie nie był początek, ponieważ jeszcze wcześniej musiałyśmy wyczarować sobie farbkę o takowej barwie ponieważ akurat nie posiadałyśmy ;)


poniedziałek, 5 grudnia 2016

Gwiazdeczki z roleczki

Mimo, że czasem lubię sobie coś tam kreatywnie porobić zwłaszcza z Dusią nie oznacza, że mam do tego mega talent. rzadko działam sama a jak już się zdarzy to efekty bywają różnie... Zdecydowanie brakuje mi wprawy a jeszcze bardziej cierpliwości... :P 
Często gęsto przeglądam sobie w necie różne inspiracje, zachwycam się i lekko zazdroszczę ale cóż... nie każdy wszystko umieć potrafi... Bywa też tak, że coś widzę, myślę: o fajne i mogłabym spróbować zrobić ale okazuje się, że nie mam w domu wszystkich potrzebnych materiałów a na zakupy pierdółek rzadko mogę sobie pozwolić. 
Na szczęście pojawiają się też pomysły mega proste, szybkie do realizacji i z wykorzystaniem czegoś co nie kosztuje. Np  gwiazdeczki z rolek po papierze :)

Dnia pewnego gdy Dusia była w szkole wyciągnęłam więc z szuflady składzikowej kilka roletek i zabrałam się do pracy... Oczywiście mogłam w tym czasie zrobić sto tysięcy innych bardziej pożytecznych rzeczy ale czasem chwila relaksu też jest potrzebna ;).

Wykonanie owych gwiazdek jest łatwiutkie i chyba nawet największe beztalencie może takie stworzyć :P
Wystarczy pociąć rolkę na paseczki o jednakowej szerokości... troszkę je ze sobą posklejać...


... a potem np tak jak ja wypsikać złotą farbą w sprayu :D

czwartek, 1 grudnia 2016

Franko uczy się mówić – czyli o dźwiękonaśladowczych zabawach

Gdzieś w okolicach roczku mój synek zaczął interesować się dźwiękami. A konkretnie – wyrazami dźwiękonaśladowczymi. Zdaje się, że jest to jeden z pierwszych etapów nauki mówienia. Z wielką radością zaczął obserwować, jak rodzice wygłupiają się, wydając z siebie jakieś dziwne dźwięki. Matka postanowiła więc wkroczyć z całym arsenałem naukowym, jaki przyszedł jej do głowy.


Zaczęliśmy od kultowej „Księgi dźwięków”. W internetach chwalą i polecają, więc zamówiłam w ulubionej taniej księgarni. Usiadłam z synkiem pełna zapału, bo ponoć dzieci godzinami przeglądają tę książkę i błagalnym wzrokiem wymuszają na rodzicach wydawanie kolejnych dźwięków. Ale nie u nas. U nas książka poszła w odstawkę. Nie mam pojęcia, co jest z nią nie tak. Akurat mi nie podoba się w niej szata graficzna, ale mojemu dziecku podobają się tak dziwne rzeczy, że w tym nie szukam przyczyny. Po kilku tygodniach synek zaczął samodzielnie przeglądać tę książkę, ale ewidentnie nie był zainteresowany zabawą w wydawanie i powtarzanie dźwięków. Obecnie więc „Księga dźwięków” służy głównie do wyszukiwania w niej ulubionych zwierząt gospodarskich.

poniedziałek, 28 listopada 2016

Kalendarze adwentowe

Kalendarz adwentowy – specjalny kalendarz służący do odliczania dni od pierwszego dnia adwentu do Wigilii Bożego Narodzenia. Pomysł pochodzi z XIX wieku od niemieckich luteranów. Zwyczaj ten znany jest i pielęgnowany w wielu krajach na całym świecie w rodzinach chrześcijańskich.

Dusia chyba jak większość Dzieci bywa strasznie niecierpliwa zwłaszcza jak oczekuje na coś ekstra. Wprawdzie etap ciągłych pytań typu "A ile jeszcze? Długo? ma już za sobą, bo poprostu wie ile dni ma miesiąc i wszystko sama sobie obliczy albo zerknie na normalny kalendarz ale wiadomo, że najlepiej jakby coś fajnego było już, natychmiast. Nie ma jednak tak lekko a i zresztą uważam, że sam czas oczekiwania na coś, budowanie atmosfery a na koniec wielka radość jest super. Dlatego aby umilić chwile jakie trzeba wytrwać zanim nastanie Boże Narodzenie warto posiadać w domu kalendarz adwentowy. 

Przez dwa ostatnie lata wraz z Dusią robiłyśmy takowe samodzielnie.
Było odcinanie prezentów... :)


... oraz podskubywanie Mikołajowej brody... :)


piątek, 25 listopada 2016

Misie (nie)pluszowe :)

Świąt w ciągu roku jest całkiem sporo... Kilka większych, kilka mniejszych no i chyba nie ma miesiąca by czegoś nie było. A jakby tak przejrzeć wnikliwie jakiś mega szczegółowy kalendarz to wyszło by na jaw, że wszelakich "znaczących" dni jest jeszcze więcej... No wiecie, te wszystkie święta nietypowe typu: dzień przytulania, dzień liczby Pi, dzień czekolady, dzień jeża itd itp. Na upartego to by można balować 365 dni w roku, bo powód do świętowania znajdzie się zawsze. :P Ale tak bardziej poważnie, to wśród tych wszystkich, niekiedy absurdalnych dni znaleźć można też kilka naprawdę ciekawych przy okazji których pojawia się fajny pretekst by dodatkowo podziałać... w przedszkolu, w szkole no i w domu też.

My z Dusią zazwyczaj skupiamy się na tych większych okolicznościach ale od czasu do czasu zdarzy się nam poświęcić chwile na inne malutkie "święto". 
A wiecie jaki dziś jest dzień?
Nie? To już Wam zdradzam :)


Dusia pluszaki kocha przeogromnie... Ma ich dziesiątki i nigdy nie mówi dość... Malutkie, średnie, duże... Brakuje już na nie miejsca w Jej pokoju a na strychu stoi wyniesiony pełen worek... My ich nie kupujemy od dawna ale zawsze znajdzie się np Ktoś Kto milusimy prezentem obdarzy.
Wśród tych wszystkich przytulaśnych zabawek najwięcej chyba jest u nas kotów no i misiów. Tym drugim Dusia planuje wyprawić dzisiaj imprezkę, natomiast wczoraj udało mi się namówić Ją na zrobienie czegoś małego, plastycznego, tematycznego :)

środa, 23 listopada 2016

Książki obrazkowe – czytanie bez słów

Dawno nie napisałam żadnej recenzji. Nie, to nie znaczy, że przestaliśmy z synkiem interesować się książkami. Wręcz przeciwnie, nasza biblioteczka regularnie się powiększa, a ja nadal uwielbiam spędzać wolny czas na zapoznawaniu się z wydawniczymi nowościami. Mój powrót do pracy i początek przygody synka ze żłobkiem na trochę wyłączył mnie z wirtualnego życia, ale powoli wracam. ;-)


Dziś będzie kilka słów o książkach obrazkowych, czyli takich pozbawionych słów bądź z ograniczoną ilością słów. Książki obrazkowe dają nieskończone możliwości narracji, zarówno ze strony dziecka, jak i rodzica. Dodatkowo, jeżeli jest to pozycja typu „1001 szczegółów”, można za jej pomocą ćwiczyć spostrzegawczość. Jeżeli Wasze dzieci to takie niecierpliwie typy jak mój synek, któremu trudno usiedzieć nad tradycyjną książką z tekstem, polecam nasze zestawienie.



„Ulica Czereśniowa” – pisali o niej w Internetach same pozytywy. I słusznie pisali! Te książki mogłyby zastąpić nam pół biblioteczki, a może i całą. Są tam piękne ilustracje, mnóstwo szczegółów do wyszukiwania, dowcipne i zaskakujące scenki. Na Czereśniowej można nie tylko dobrze się bawić, ale również obserwować życie społeczne oraz zmiany w przyrodzie. Niesamowite, że przy tak dobrej zabawie można też tak wiele się nauczyć. U nas „Czereśniowa” to niekwestionowana królowa od samego początku. :)

niedziela, 20 listopada 2016

Plastelinowe love

Nie ma co ukrywać, że jednym z Dusi ulubionych zajęć jest zabawa plasteliną. Od jakiegoś już dłuższego czasu jest ona w ciągłym użytku i powstaje sporo rzeczy. Czasem pojawia się u nas ta nieco droższa np z Bambino ale przyznam się, że najczęściej w ową masę zaopatruje się w sklepie Pepco gdzie do koszyczka lądują 24 kolory firmy Sweet Colours za 7zł. A że nie jest to wpis sponsorowany to bez żadnej ściemy, zupełnie serio napiszę, że sprawdza się ona rewelacyjnie :)

Zresztą, nie ważne za ile i od kogo, bo istotniejsze jest to żeby poprostu dobra była i odpowiadała potrzebom dziecka. 

Jak tak sobie przypomnę, pierwsze Dusi próby lepienia gdy miała kilka latek mniej to aż się uśmiecham ;) rzadko kiedy powstawało coś konkretnego a i Ona średnio wtedy lubiła takie tworzenie, no bo nie umie... Wtedy lepsze było wyklejanie, przyklejanie, rozcieranie... Jednak wraz z wiekiem wiele się zmienia... Aktualnie, gdy proponuje abyśmy coś zrobiły taką metodą, to zaraz paluszki bolą i nudzi się... chyba, że do szkoły trzeba to nie ma wyjścia i w męczarniach ale zrobi :P


Za to lepienie przestrzennych rzeczy tak jak już na początku napisałam, jest mega lubianym zajęciem. 
Powstaje mnóstwo figurek, zwierzaków i innych cudaków, czasem nawet całe plastelinowe miasteczka z wieloma detalami i choć nie mam zbytniego porównania jeśli chodzi o inne Dzieci w tym wieku to myślę, że Dusi wychodzi to całkiem nieźle :) Aż miło popatrzeć jak jej paluszki pracują a potem podziwiać cudeńka, których notabene nie ma już gdzie ustawiać ;).

Poniżej mała próbka :)

czwartek, 17 listopada 2016

Kapitalne zagadki i łamigłówki

Znacie Kapitana Naukę? Ja wraz z Dusią miałam już okazję odrobinkę Go poznać bawiąc się Zagadkami logicznymi o których pisałam TUTAJ, Super Quizem o zwierzętach, (wspominałam o nim TU) i innymi zagadkami ćwiczącymi czytanie, koncentracje i pamięć. Wiem również jak wyglądają karty obrazkowe dla maluchów, ponieważ mój Siostrzeniec takowe posiada. 

Mimo, że powyżej wymieniłam już kilka tytułów musicie wiedzieć (jeśli oczywiście nie znacie jeszcze tej marki), że to tylko mała część bogatej oferty z logiem Kapitana.
Zresztą w naszym domu całkiem niedawno również pojawiły się kolejne pozycje.

Kapitalne łamigłówki, Kapitalne zagadki


Jeśli miałabym porównać czy te zagadki różnią się czymś od tych które wcześniej posiadałyśmy napewno wspomnieć muszę o formie wydania. Tamte połączone zostały jednym guziczkiem umieszczonym  w górnym rogu a tu pojawia się plastikowa spirala. Tam karty wykonane zostały z nieco innego, śliskiego materiału i zadania rozwiązywało się w myślach lub wskazując paluszkiem a tu mamy styczność z papierowymi, średnio grubymi kartami po których "normalnie" piszemy długopisem. Czy widzę wadę w tych różnicach? Nie.. Ok, tamte wcześniejsze mogę ewentualnie komuś podarować gdy znudzą się Dusi a takich pouzupełnianych już nie. Jednak ich cena (19,99) nie jest jakaś mega wygórowana także... ;) Co do formy wydania to w obydwóch przypadkach jak najbardziej mi ona odpowiada choć spięcie za pomocą spirali jest ciut wygodniejsze. Najważniejsze jednak, że są dobrze połączone dzięki czemu nie  wypadają i nie giną. Natomiast niewielki format sprawia, że nie zajmują za dużo miejsca. Choć my jak do tej pory korzystałyśmy z nich głównie w domu, jest to rzecz idealna do zabrania w podróż jako czasoumilacz dla Dziecka, bo przecież małe zagadki i długopisik zmieszczą się nawet w najbardziej wypchanej torbie ;).

niedziela, 13 listopada 2016

Jeżyki

Dzisiaj bez długich wstępów będzie ;)
Czas na naszą, kolejną odsłonę wpisu w ramach Projektu Zwierzaki Cudaki 2 :)


Na listopad ustaliłam, że do wykonania będą następujące zwierzaki: myszka, jeż, świnka oraz wiewiórka. 
Jakoś tak odrazu przeczuwałam, że Dusia będzie chciała wykonać kolczastego cudaka i nie myliłam się. Zabrakło Jej tylko pomysłu... tzn chciała zrobić z talerzyków ale że już w pierwszej edycji takowe wyczarowałyśmy KLIK to fajnie byłoby wykombinować coś innego. No i przypomniało mi się, o gazetce "Mały Artysta"... Kiedyś kupiłam kilka numerów, niewiele wprawdzie z nich robiłyśmy ale akurat jeden był typowo jesienny także kilka jeżyków pojawiło się tam.


Przy poprzednich naszych Projektowych zwierzakach pojawiły się i prace płaskie i przestrzenne ale wszystkie cudaki jako tako przypominały prawdziwe oryginały. Dziś jednak będzie inaczej ponieważ z gazetkowych propozycji wybrałyśmy wersję najbardziej zabawną i lekko bajkową :) Zresztą sami zobaczcie :)

czwartek, 10 listopada 2016

Klub małych podróżników w czasie

Jaki jest dzień jutro chyba każdy Polak wie a przynajmniej wiedzieć powinien. Tak naprawdę to już nawet Dzieci coś tam kumają, bo przecież w przedszkolu, w szkole o owej rocznicy słyszą. Może nie rozumieją, nie znają historii, nie zapamiętają faktów i średnio je to interesuje ale kojarzą, że to jakiś ważny dzień dla Polski musi być. Robią flagi, kolorują godło, recytują wierszyki, słuchają akademii. 

Już w ubiegłym roku na majowe święta a potem na 11 listopada planowałam, wzbogacić naszą biblioteczką w ciekawą pozycję związaną z historią.  Niestety jakoś się nie udało. Nie chce Dusi męczyć i zanudzać dodatkowo jeszcze w domu ale myślę, że warto pewne rzeczy/ dni choć odrobinkę bardziej akcentować. Oczywiście wszystko w ramach rozsądku, w odpowiedniej formie i o ile Dziecko wykaże chęci, bo jak np ma Pociecha przy ostatniej majówce nie chciała nic w temacie robić to odpuściłam. Za to gdy udawało się podjąć wspólne działania musiałam trochę kombinować... a to wyciągnęłam stary atlas ze strychu, a to jakiś filmik na youtubie znalazłam no i pracę tematyczną się zrobiło... W tym roku jednak zabrakło mi pomysłów... Aż tu nagle, niespodziewanie w jednym ze znanych marketów wypatrzyłam taką pozycję od Wydawnictwa Olesiejuk:



Ok, nie jest to może książka o jakiej pierwotnie myślałam w ubiegłym roku ale czyż Dzieci nie uczą się najchętniej poprzez zabawę? Dusia wprawdzie ma już ponad 8 lat ale myślę, że nadal taka forma przyswajania wiedzy jest najlepsza. Przyjdzie jeszcze czas na poważne podręczniki, atlasy itp rzeczy.

Przejdźmy więc już to bohatera tej notki.
"Klub małych podróżników w czasie. Historia Polski"

Wszystko zaczęło się od tego, że dwójka Dzieci odkryła na strychu stary, niezwykły wehikuł czasu. O dziwo, owy sprzęt udaje im się odpalić i zaczyna się wielka podróż do przeszłości.

niedziela, 6 listopada 2016

Czasem eksperymentujemy

Nie ma co ukrywać, że eksperymenty nie wiodą prymu jeśli chodzi o podejmowane prze zemnie i Dusię działania. Owszem lubimy je, czasem robimy ale musimy mieć poprostu wenę... jak do wszystkiego zresztą :P. No i trzeba też odkryć coś fajnego co uznam, że godne uwagi jest i warte zrobienia. Pozatym bywa i tak, że jakiś eksperyment na szybko przeprowadzimy (np wbijanie ołówków w woreczek z wodą czy odstraszanie pieprzu zamoczonym w płynie do naczyń paluchem) tylko nie zostaje to poprostu uwiecznione i na blogu opisane. Dziś jednak pojawi się coś właśnie z tej dziedziny. Dwa proste eksperymenty, które chodziły mi po głowie już od jakiegoś czasu ale dopiero w sobotę doczekały się realizacji w domu naszym.


Na początku eksperyment mega szybki, do zrobienia którego potrzebowałyśmy zaledwie: talerza, małej świeczki (podgrzewacza), szklanki i odrobiny wody (zabarwiłyśmy ją różową bibułą bo uznałam, że tak będzie fajniej).

Wystarczy wlać do talerzyka niewielką ilość wody, na jej powierzchni położyć zapaloną świeczkę a następnie przykryć ją szklanką...


czwartek, 3 listopada 2016

Ami Gami

Wiadomo nie od dziś, że reklama to dźwignia handlu. O ile dorośli wiedzą o co kaman tzn że to co pokazane nie zawsze jest takie super w rzeczywistości, że coś sporo kosztuje itd to jednak i nam zdarza się "napalić" na coś albo chociaż oczka lekko czasem nam zabłysną. A co z Dziećmi? Myślę, że chyba większość ma tak, że jak puszczą blok reklamowy między bajkami to zaraz krzyczą: "Mamooo, zobacz jakie fajne, kupisz mi? Chce to". Sytuacja zazwyczaj wygląda podobnie gdy przejdzie się koo witryny sklepu z zabawkami. I co wtedy robić? To już oczywiście kwestia indywidualna ale powiem Wam jak to mniej więcej wygląda u nas. 
Uważam, że Dusia jest dość rozpieszczonym Dzieckiem ale tak w granicach rozsądku... Ok, nie posiada w pokoju swym samych mega drogich, modnych i markowych zabawek ale na braki narzekać chyba też nie może. Często kupujemy jej coś mniejszego od tak, czasem dostanie jakiegoś pieniążka np od Dziadków i coś sobie w sklepie upatrzy, czasem coś wygramy no i niezbyt często ale w ramach współpracy raz czy dwa też coś do nas przyszło. Co do tych większych, droższych zabawek... Ukrywać nie będę, że jakoś specjalnie to nam się nie przelewa więc nie możemy sobie pozwolić by od tak iść i kupić np zestaw oryginalnych klocków Lego które Dusia sobie upatrzyła i kosztują 200zł albo samolotu z Litles Pethsop w podobnej cenie. Czy mi szkoda? Czasem może trochę tak ale z drugiej strony myślę, że to dobrze jak Dziecko nie dostaje wszystkiego na zawołanie. Dlaczego? Bo bardziej docenia, bo bardziej się potem cieszy, bo poznaje wartość pieniądza, bo wie, że nie można mieć wszystkiego.
W związku z powyższym bywa tak, że Dusia często musi obejść się smakiem gdy coś wpadnie Jej w oko, innym razem cierpliwie poczekać aż przyjdą np urodziny czy Gwiazdka i wtedy daną rzecz otrzyma (na te dwie okazje są największe prezenty i jeśli nam brakuje pieniążków to robimy zrzutkę z kimś z rodziny) albo poprostu w przypadku tańszych rzeczy trafimy np na promocje albo w końcu stwierdzę, ok mam akurat grosik więcej to mogę tym razem kupić.

Och... to mi wstęp długi wyszedł... ale to nic, bo w końcu dziś chciałam pokazać Wam jedną z tych zabawek na którą Dziecko me musiało trochę poczekać. 
Widziała to na reklamie już z rok temu, krótko po tym pojawiło się w Biedronce ale dopiero kilka dni temu zawitało w naszym domu. Co? Już Wam zdradzam - Ami Gami. 

niedziela, 30 października 2016

Poprzez wzburzone fale...

Kolejny miesiąc dobiega końca... Ach jak to leci... a teraz po zmianie czasu to już w ogóle dni będą przez palce przeciekać...pogoda też kiepskawa ostatnio, bo głównie deszczowa, ale co zrobić, trzeba przeżyć tą jesień a potem zimę... pogodzić się z faktem, że mniej czasu na dworze będzie się spędzać i kombinować by w domu się nie zanudzić ;).
Kreatywne działania nie są już Dusi ulubionymi ale ostatnio jakieś chęci ma więc korzystam. Tylko najlepiej jak jest fajnie, szybko i w miarę prosto ;).


Październikowymi zwierzakami cudakami są: lew, nietoperz, ślimak i delfin. 


Jesiennego króla zwierząt już zrobiłyśmy i choć w założeniach Projektu jest, że wystarczy wykonać jednego zwierzaka to tak wstępnie założyłam sobie, że ja z Dusią będę wyczarowywać dwa (choć są Dziewczyny co i całą 4 robią:) ). 
W planach były jeszcze nietoperze ale stwierdziłyśmy, że wystarczy nam Halloweenowych akcentów... mamy już duszki i mumie, kupiłyśmy klimatyczne, żelowe ozdoby no i wygrałyśmy świecące balony :P. Ślimak natomiast nie przypadł Dziecku memu do gustu więc zostały delfiny. A pomysł do głowy na ich wykonanie przyszedł mi szybko. Choć tak naprawdę, konkretnie przy owych pływających ssakach niewiele roboty było. Bardziej skupiłyśmy się na wodzie i pięknych falach.

Do wykonania naszej pracy potrzebowałyśmy: papierowego talerzyka, niebieskie farby, małe gąbeczki, blok w 3 kolorach, klej, brokat i nożyczki


czwartek, 27 października 2016

Mąka ziemniaczana = fajna zabawa

Mąka ziemniaczana (mączka ziemniaczana, skrobia ziemniaczana) – produkt zawierający w ok. 84% skrobie, uzyskiwany z bulw pędowych ziemniaków. Proces otrzymywania polega na rozdrobnieniu świeżych, wymytych ziemniaków, wypłukiwaniu i osadzaniu skrobi z wydajnością około 12%. Uzyskany krochmal poddawany jest czyszczeniu, suszeniu i przesianiu. Ostatecznie ma postać sypkiego, matowego proszku o barwie czysto białej, bez śladów obcych zapachów i posmaków.

Do czego wykorzystuje się mąkę ziemniaczaną? Chyba takie najbardziej popularne zastosowania to jako zagęstnik do zup i sosów i składnik np kisieli. Ale i w przemyśle farmaceutycznym często gości i pojawia się np w pudrach i przysypkach. Oczywiście to nie wszystko,bo w Wikipedii wyczytałam, że ową mąkę używa się również w przemyśle chemicznym i włókienniczym. Nie napisali tam natomiast, że jest ona także super materiałem do zabaw. Tak tak, dobrze czytacie... No może nie sama mąka ale wystarczy dodać do niej małe co nie co i powstają bardzo fajne masy :).

A, że dzisiejsze popołudnie spędziłam z Dusią bawiąc się właśnie jedną z takich mas to postanowiłam stworzyć ten wpis :)
Wprawdzie to wszystko było już kiedyś pokazane tu na blogu ale zapewne nie każdy widział, także kolejna wspominajka nie zaszkodzi ;)


Piasek księżycowy, czyli domowa podróbka jakże popularnego (i stosunkowo drogiego) piasku kinetycznego. 
Składniki: mąka ziemniaczana, olej, barwniki spożywcze.

Zarówno w tym przypadku jak i w pozostałych nie podam Wam dokładnie ile czego należy dodać, bo zawsze robimy na czuja... ;) Bynajmniej gdy dodacie za mało oliwy, piasek będzie zbyt sypki i nie uda się zbudować zamku czy babki, natomiast jej nadmiar sprawi, że masa będzie bardzo lepka.

Sięgamy po niego nie pierwszy raz i zapewne nie ostatni. Tym bardziej, że tą mieszankę spokojnie można przechowywać i to przez długi czas. Część piasku jest już z nami od lutego a reszta zmieszana została w wakacje.

niedziela, 23 października 2016

Mumie, duszki i pomarańcza

Co mają ze sobą wspólnego te trzy rzeczy które wymieniłam w tytule postu? Hmmm... Kolor? Niekoniecznie, bo mumia i duszki to ok białe ale pomarańcza ma już całkiem inną barwę. To może jakieś starożytne czasy? Tu mi chyba tylko mumia pasi... W takim razie co? Odpowiedź jest prosta... Hallowen :D

Zdania swego co do tego "święta" nie zmieniłam tzn poprostu nadal zarówno ja, jak i Dusia lubimy ten klimacik więc co roku jakąś prace, dekoracje sobie robimy. Po domach, wołając "cukierek albo psikus" nie chodzimy ale szczerze mówiąc gdyby np u nas na wsi zapanowała taka moda to kto wie... Jednak póki co dla nas to tylko fajny pretekst do stworzenia czegoś i wygłupów (zakupiłyśmy farbki do malowania buziek więc pewnie 31 zamienimy się w wampiry). Nie oznacza to jednak, że wierzymy w jakieś cuda niewidy a i Dusia wie doskonale, że to tylko zabawa. Wprawdzie wiem co by Ojciec Jerzy który przygotowuje me Dziecko do Komunii powiedziałby na ten temat ale każdy ma swój rozum i ja grzechu w tym nie widzę ;)
Skończę już jednak ten dość śliski temat i przejdę do konkretów :)

Co tam sobie tworzyłyśmy z racji Hallowen w ubiegłych latach zobaczyć możecie TUTAJ a w tym roku myśląc na pomysłami kierowałam się dwoma wytycznymi: aby nie powtarzało się i do tego było proste, szybkie i fajne, w sam raz dla mego Dziecka, które łapie przeziębienie i specjalnie wygramoliło się spod kołdry :)

Na pierwszy ogień poszły mumie. 
Chyba każdy w domu znajdzie kawałek bandaża, słoik, rolkę po papierze i ewentualnie gotowe oczka.
Wystarczy owinąć dane przedmioty i w sumie prawie skończone :)



środa, 19 października 2016

Zagadki Detektywa Pozytywki

W ubiegłym miesiącu pomyliły mi się terminy publikacji wpisu w ramach Projektu Przygody z z książka więc pojawił się on z tygodniowym opóźnieniem. Teraz w październiku za wczasu sprawdziłam dzień co by kolejny raz gafy nie strzelić. Ok, późna już godzina ale wyrobiłam się ;)


Pisałam już Wam o dwóch seriach książeczek, które są mega lubiane przez Dusię tzn "Zosia i jej Zoo" KLIK oraz "Mikołajek" KLIK i choć nadal są na topie, bo mają po kilka części więc co i rusz jakąś kolejną czytamy, to jednak pojawiają się i nowe tytuły.
Zacznę może od tego, że to nie jest też tak, że w naszej biblioteczce pojawiają się odrazu wszystkie część danej serii... Wręcz przeciwnie. Zdarza się, że mamy dwie, trzy sztuki a resztę np Dusia wypożycza z biblioteki. Bywa też tak, że na własność nie posiadamy nawet jednej ale to nie przeszkoda, by daną serię poznać i polubić. Było tak np. z "Petsonem i Findusem"no i z książeczkami które zaraz Wam zaprezentuje. :)
Żeby jednak nie było, że tylko same ochy i achy nad wszystkim to napisać Wam muszę, że owszem, Dziecku memu ostatnio podoba się większość tego co czytamy ale od czasu do czasu zdarzy się wyjątek. Chodzi mi tu głównie o chyba dość popularnego Tappiego. Miałyśmy jedną książeczkę z jego przygodami i cóż... nawet nie skończyłyśmy. Niby odłożyłyśmy na później ale w końcu została oddana i Dusia nie wspomina by chciała do niego wracać. Mniej tragicznie ale miłość nie pojawiła się również do Martynki... Tzn posiadamy dwie sztuki, ze trzy lata temu je czytałyśmy i ogólnie w jakimś stopniu podobały się ale aktualnie po przeczytaniu kolejnej części nie zaiskrzyło. Zdecydowanie bardziej lubiana jest Basia.

Wróćmy jednak, to tego co fajne i co wraz z Dusią polecamy. :)


"Detektyw Pozytywka"
Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Autor: Grzegorz Kasdepke
Ilustracje: Piotr Rychel


sobota, 15 października 2016

Jesienny lew

Tak jak dary jesieni typu: kasztany i żołędzie zbieramy z Dusią co roku tak samo jest i z pięknymi, kolorowymi listkami. Teoretycznie mogłybyśmy nawet nie wychodzić poza teren naszego podwórka/ogródka by mieć ich całą masę w różnych kształtach ale fajnie jest też pójść sobie na spacerek po wsi bądź do parku i nazbierać ich jeszcze więcej. :) Potem hop siup w jakąś książkę i gdy nadejdzie odpowiedni moment wyciągamy...


Co można zrobić z takich listków? Ano baaaardzo dużo...

Przy niedawnym poście kasztanowym na wstępie zebrałam w ramach przypominajki i dawki inspiracji wszystko to co robiłyśmy w poprzednich latach więc teraz czynie podobnie. :)

W ubiegłym roku hitem były liściaste suknie oraz cudaczki z plastelinowymi dodatkami.
Gdzieś tam pojawiła się też metoda frotażu ;)

środa, 12 października 2016

Czarne kolorowanie

Czy Wasze Pociechy lubią kolorować? U nas z miłością do owej czynności bywa różnie. Raz Dusia ma wenę raz przez 2-3 tygodnie nie czyni tego ale w sumie kolorowanek mamy sporo i to rożnych. Począwszy od zwykłych w formie książeczek po takie w rozmiarach XXL a skończywszy np na takich fajnych domkach zakupionych niedawno w Pepco.


Jednak wszystkie te kolorowanki łączy pewna cecha... Są one stworzone na białych tłach. 
A wiecie, że nie zawsze tak musi być? 
Wydawnictwo Olesiejuk stworzyło całkiem inne kolorowani... nie na białym a na zielonym, pomarańczowym, różowym albo czarnym tle. 
Ostatnio skusiłam się i jedną takową zakupiłam :)


Czemu wybrałam akurat czarną? Jakoś tak wydawało mi się, że będzie ona najbardziej kontrastować z tymi tradycyjnymi pozycjami a efekt malowania może być fajny. No i nie myliłam się ;)

niedziela, 9 października 2016

Twory z darów jesieni

Jak tak sobie patrzę czasem w archiwum bloga albo na etykietki to odnoszę wrażenie, że najwięcej wpisów kreatywnych dopasowanych do pór roku pojawia się jesienią i wiosną... Choć oczywiście i zimą oraz latem coś zrobimy tylko, że zima to również Święta gdzie przeważnie sporo działamy w tym klimacie a latem częściej jakieś ogólne zabawy pojawiają się. 
Tak czy siak w każdej porze jest coś charakterystycznego co można w pracach fajnie uchwycić np: wiosna - pierwsze kwiaty, bociany, lato - słońce, motyle, wakacje, jesień - kasztany, kolorowe liście no i zima - śnieg. 
Sposobów jest milion ale skupiając się na obecnej porze roku to oczywiście dominują tak zwane dary jesieni. :) Bynajmniej my co roku wybieramy się na małe łowy albo poprostu kolekcjonujemy różności przy okazji przebywania na świeżym powietrzu a potem tworzymy.

Coś z listków pokaże w późniejszym terminie a dziś kasztany i ich kumple: żołędzie oraz koleżanki szyszki :)

Dawno dawno temu stawiałyśmy na tradycyjną metodę czyli łączenie elementów zapałkami. Choć mam sentyment do tak powstałych koników, ludzików itp bo za dzieciaka sama robiłam to jednak wiem, że to dość ciężkie i Dusia szybko się zniechęca. 
TUTAJ staaaareee nasze, powstałe w ten sposób cudaki, choć tak naprawdę część zrobiłam ja i Grzesiek. 


Dwa lata temu stwierdziłam natomiast, że dość zapałkowania i wraz z Dusią odpaliłam klej na gorąco. To był strzał w 10. :) Dziecko me złapało powera i z wielką chęcią tworzyło. Nie było mozolnego wbijana ale fajna zabawa, tym bardziej, że oprócz konkretnych stworzeń mogła również łączyć kasztany, żołędzie, szyki i inne dodatki jak tylko chciała :)

wtorek, 4 października 2016

Jabłecznik sypany

Zapewne powtórzę się (nie pierwszy raz zresztą ;)) ale cukiernik ze mnie marny. Może jakbym częściej próbowała coś upiec to bym do jakieś wprawy doszła... ale za leniwa jestem ciut ;) a i zrażam się szybko jak coś nie wyjdzie. No ale co tam... jak goście mają się pojawić to zawsze można coś kupić i już :P Żeby jednak nie było, niewielki potencjał we mnie drzemie i raz na pół roku ;), w ramach wspólnie spędzanego czasu, udaje się z Dusią do kuchni i małe co nieco pieczemy :)

Jesień kojarzy mi się m.in. z ochłodzeniem (choć jeszcze do niedzieli naprawdę super pogoda była), z kolorowymi liśćmi, kasztanami, wykopkami (takie wspomnienie z dzieciństwa) no i owocami: jabłkami i gruszkami. A jak jabłka to i oczywiście jabłecznik który bardzo lubię. 
Znam nawet taki jeden przepis na owe ciasto który prosty jest jak drut, tani, szybki i chyba nie może się nie udać. No i to co dla mnie równie ważne, bo przecież nie tylko o zrobienie tuczącej przekąski mi chodzi, Dziecko spokojnie może pomóc a nawet wręcz zrobi wszystko prawie samemu. :)

Jak sie zapewne domyślacie, my z Dusią, właśnie takie ciacho ostatnio upiekłyśmy więc się teraz odrobinkę pochwalimy i przepisem podzielimy :P


Jabłecznik sypany

Składniki:
-1,5 szklanki maki pszennej
- 1,5 szklanki kaszy manny
- 1 szklanka cukru pudru
- łyżeczka proszku do pieczenia
- jabłka
-cynamon
- kawałek margaryny

Sposób przygotowania:
Wszystkie suche składniki dokładnie mieszamy ze sobą. Nie jest to oczywiście koniecznie ale Dusia co by trochę więcej zabawy mieć przesiewała przez sitko. Następnie obieramy jabłuszka (tym zajęłam się ja), ścieramy je na tarce z dużymi oczkami (praca wspólna) i dodajemy cynamon. 
Średniej wielkości tortownice wysmarowujemy margaryną i posypujemy bułką tartą. Na dno wsypujemy 1/3 suchych składników, potem układamy połowę przygotowanych jabłek (nie należy ich odciskać z soku oraz uklepywać), na jabłka sypiemy następną część mieszanki, wykładamy resztę owoców i znowu posypujemy suchymi składnikami. Na sam koniec cieniutko kroimy margarynę i układamy ją na wierzchu. 
Teraz wystarczy wstawić ciasto do nagrzanego piekarnika (my korzystamy z takiego zwykłego na prąd bez pokrętełek ale jak macie sprzęt bardziej nowoczesny to ponoć 180 stopni będzie odpowiednie) i piec przez około godzinę. 

Proste, prawda? To teraz mała foto relacja. :)

piątek, 30 września 2016

Wesołe papugi

Dusia: - Mamo... a czy w tym miesiącu musimy zrobić jeszcze jakiegoś zwierzaka?
Ja: - Yyyy pytasz o tą zabawę co Ci mówiłam i robiłyśmy już pieski?
D: - Tak.
Ja: - Nie, nie musimy. W założeniach było, że wystarczy wybrać chociaż jednego.
D: - Yhy
Ja: - No chyba, że byś chciała jeszcze jakiegoś to oczywiście możemy. To już zależy od Ciebie.
D: - A jakie były zwierzaki na wrzesień?
Ja: - Pszczółka, pies, papuga i zebra.
D: - Bo ja mam pomysł jak zrobić papugę...
Ja: - Jaki?
D: - Z rolek po papierze... (itd) ...
Ja: - Podoba mi się ten pomysł. 

I wprawdzie nie tego samego dnia w którym była owa rozmowa, bo akurat popołudnie spędziłyśmy na podwórku ale następnego gdy to po zjedzeniu obiadu i odrobieniu lekcji myślałyśmy co by porobić zapytałam:

Ja: - To może wyczarujemy te papugi co wczoraj mówiłaś?
Dusia: - Yyyy... no w sumie to możemy...

Więc przeszukałyśmy szafki w celu wygrzebania jak największej ilości kolorowych różności takich jak np: piórka, sizal, blok, paseczki od quillingu, przy okazji wyciągnęłyśmy jeszcze z szuflady dwie rolki, dobrałyśmy nożyczki, klej i taśmę i zabrałyśmy się do pracy :). 

(przepraszam za jakość zdjęć ale nie byłam przygotowana jeśli chodzi o baterie do aparatu a co by jednak uwiecznić i pokazać, cykałam fotki telefonem)


wtorek, 27 września 2016

"Szary domek"

Mamy w domu kilkadziesiąt rożnych książek... może nie jest ich jakoś bardzo dużo ale i też nie mało... Większość już przeczytana choć znajdzie się kilka z którymi nie było okazji jeszcze zapoznać się. Mimo to, swojego czasu dość często odwiedzałyśmy również Miejską Publiczną Bibliotekę dla Dzieci a teraz w 3 klasie Dusia w końcu przekonała się do wypożyczania książek w szkolnej bibliotece. Ok, może trochę na wyrost napisałam, bo jest dopiero wrzesień i nie wiadomo co będzie dalej, ale póki co dwie pozycje do domu przyniosła ;). Dodatkowo ostatnio korzystamy też z nieco innej, prywatnej wypożyczalni. Jakiej? Mianowicie chodzi mi o zbiór książek które posiada ma Siostra rodzona... a wiedzieć musicie, że ma Dziewczyna fisia na ich punkcie i znaleźć tam można naprawdę wieeeele różności ;).  No i tak np gdy byliśmy u Niej w czerwcu poszperałam z Dusią na półkach i coś tam sobie na wynos zabrałyśmy. ;) O jednej z tamtych książek chciałam napisać już wcześniej ale jakoś tak... Nie ważne zresztą, bo przecież lepiej późno niż wcale ;)

"Szary domek"
Wydawnictwo Zielona Sowa
autor: Katarzyna Szestak

Czemu akurat m.in. tą książkę zabrałyśmy do domu? Tak naprawdę to ja ją chciałam ponieważ kilka dni wcześniej czytałam jej recenzję na jednym z blogów i zaciekawiła mnie. Dodatkowo dowiedziałam się, że to jakiś konkurs Biedronki był także zaintrygowana i tym faktem postanowiłam poznać ją bliżej skoro jest okazja :).


środa, 21 września 2016

Pieski małe dwa

Połowa września zleciała i tak sobie w ostatni weekend pomyślałam, że wypadało by zabrać się w końcu za jakiegoś zwierzaka. Przecież głupio byłoby gdym po wymyśleniu Projektu sama czegoś nie zaprezentowała. Na szczęście Dusia ostatnio nawet ma trochę chęci na wspólne tworzenie także poszło gładko ;).
Pierwotnie myślałyśmy o zrobieniu jakiś pszczółek ale nie ma co ukrywać, że póki co w ramach projektu pojawiło się ich najwięcej. Każda inna i cudna ale ciężko wymyślić coś czego jeszcze nie było. Dlatego narazie postawiłyśmy jednak na pieski. :)

Przypomniało mi się odrazu jak kiedyś (nie pamiętam jednak gdzie) widziałam psiaki zrobione z drewnianych klamerek. Fajnie się złożyło, bo akurat niedawno zakupiłam takowe. Wtedy jednak nie myślałam o tym, że przydadzą nam się do czegoś kreatywnego ;)


Owe klamerki Dusia pomalowała farbami... 


niedziela, 18 września 2016

Moc czarnego bzu

Kiedy żyła jeszcze moja Babcia ciągle coś robiła... Począwszy od corocznego sadzenia warzyw choć zawsze na jasieni mówiła, że więcej już nie będzie, bo nie ma siły, po pranie we frani bo nigdy nie dała się przekonać do zakupu automatu a skończywszy na uzupełnianiu piwnicy w słoikowe zapasy. Jeśli chodzi o to ostanie to w pewnym momencie rozszalała się na maksa... choć tak naprawdę widziałam, że czasem ma już dość ale cóż... dziadek jako osoba niewidoma, siedząca głównie w domu i słuchająca przez wiele godzin radia ciągle coś wymyślał... a raczej co wysłuchał to odrazu kazał babci robić. I nie mówię tu tylko o dżemach czy rożnych wersjach ogórków ale również o bardziej tajemniczych, cudownych miksturach typu chrzan w denaturacie czy napar z pokrzywy czymś tam jeszcze ;). 
Osobiście czasem pomogłam przy produkcji ale dość sceptycznie do owych eliksirów podchodziłam. Raz dałam się namówić i posmarowałam sobie nogę jak mi spuchła no i ok szybko zeszło ale smrodku nie mogłam się cały dzień pozbyć ;). Jedyne co akceptowałam to fakt, że Dusia czasem gdy była pod opieką Babci piła sok z czarnego bzu. Były to jednak czasy w których moje Dziecko chorowało prawie cały czas więc żadne wspomagacze zarówno te naturalne jak i apteczne nie pomagały no ale zaszkodzić też nie mogło. Sytuacja zmieniła się jednak ciut w ubiegłym roku... Stał się cud... Dusia przestała ciągle odwiedzać pediatrę i brać w kółko antybiotyki. Przeziębienia zdarzały się oczywiście ale zawsze wtedy Dziadek mówił: choć weź buteleczkę soku i dodawaj Jej do herbaty. No więc szłam... wprawdzie babcia już nie żyła ale jakieś zapasy w piwnicy zostały. Nie wiem na ile mikstura z owoców bzu przyczyniała się do tego ale z reguły z dodatkiem herbatki z miodem i cytryną i ewentualnym jakimś leciutkim aptecznym syropkiem wszystkie przeziębienia udawało się likwidować i nic poważniejszego nie wykluwało się. 
A teraz... Sezon wakacyjny był zdrowiutki ale wraz z rozpoczęciem szkoły pojawił się i katarek. Tylko cudownego soku nie ma od kogo wziąć ponieważ dziadek nie mieszka już koło nas. Postanowiłam więc, że w tym roku zrobię go sama. Nie mam pewności, czy rzeczywiście to właśnie on pomagał ale jeśli nawet nie, to i tak sam w sobie ma tyle wartościowych rzeczy, że picie go czasami jest jak najbardziej wskazane :)


środa, 14 września 2016

Makijażystka

Może nie wszystkie ale chyba spora cześć małych Dziewczynek miewa chwile w których marzy o tym by być już dorosłą. Lubią czasem założyć mamine obcasy i pokracznie z uśmiechem na twarzy pospacerować w nich po domu, cieszą się jak założą fajną kiecuszkę a jak paznokietki zmienią kolor to już w ogóle bomba. No i jeszcze o dorwaniu się do kosmetyczki nie wspomniałam. ;). 
Dusia niezbyt często ale też tak miewa. Ostatnio np miała fazę na babskie wieczory na których to smarowałyśmy sobie kremem stopy i malowałyśmy paznokcie u rąk. Dla niej to była taka forma zabawy i fajnie spędzony czas z mamą. Ja też nie miałam nic przeciwko, bo czy w wakacje 8 latka nie może mieć przez kilka dni kolorowych paznokci? Zresztą nie chce tu teraz pisać o wychowywaniu i podejściu do rożnych rzeczy a o tym co ostatnio dla Dusi wymyśliłam. 

Czasem zdarza się, że przychodzi do łazienki gdy maluje się i zadaje pytania typu: A do czego to jest?  To do malowania rzęs? Musisz to używać? Cierpliwe odpowiadam i tłumaczę i w duchu cieszę się, że tak naprawdę nie posiadam zbyt wielu kosmetyków i na co dzień ograniczam się do minimum jeśli chodzi o nakładaną na twarz tapetę ;). Dusi "pomalować" się pozwoliłam tylko raz i wyglądała oczywiście dość komicznie. Jednak co by na przyszłość miała wprawę ;) a i mnie tak bardzo nie męczyła wyciągnęłam jeden ze szkicowników które posiada, naszykowałam kilka "upiększaczy" i powiedziałam działaj :) 


Zdziwiła się i w pierwszym momencie nie wiedziała co ma właściwie robić ale gdy jej wyjaśniłam, że musi zamienić się w makijażystkę i ozdobić narysowane Panie, tyle, że tym razem nie kredkami a moim kosmetykami, zaświeciły jej się oczka.

niedziela, 11 września 2016

Pamiętniki z wakacji

Wakacje zakończyły się 1,5 tygodnia temu. Dopiero co leniuchowałyśmy z Dusią całe dnie a teraz trwa już szkoła - 3 klasa. Jakoś tak ciężko było nam się pogodzić z końcem laby gdy o tym myślałyśmy ale na szczęście pogoda póki co dopisuje, nauki narazie dużo nie ma a ja pracy jeszcze nie znalazłam także popołudnia i tak spokojnie spędzamy na dworze bawiąc się albo pluskając w basenie (dobrze, że nie wylałam jeszcze wody). Nawet nad zalew wczoraj wybrałyśmy się bo tak gorąco było a dziś prażyłyśmy się na festynie ;).
 Dziwny ten klimat mamy... nie raz w wakacje "modliłam się" o taką piękną aurę jak ta aktualna ale zamiast tego było dużo zimna i deszczu. Narzekać jednak nie będę bo trzeba się cieszyć tym co jest... Oby tylko jak najdłużej. Niedługo nastanie jesień a ja lubię tylko tą piękną, ciepłą, złotą... 
No ale wróćmy jednak jeszcze na chwilkę do wakacji... Obojętnie jaka była pogoda przez te 2 miesiące to jednak owy czas na różne sposoby przeżyłyśmy. Nie było wielkich wyjazdów, czasem trochę domowej nudy pojawiało się ale jakby tak podsumować wszystko to nie było chyba najgorzej. No właśnie, zazwyczaj tak jest, że gdy Dzieci wracają do szkoły to zaraz na początku proszone są o przyniesienie jakiś pamiątek. A co gdy w sumie żadnych konkretnych nie ma się? My z Dusią znalazłyśmy sposób by z pozoru zwykłe wakacje obrać w ładną otoczkę i mieć się czym pochwalić. :) Stworzone w ten sposób albumy posłużą nie tylko jako materiał do prezentacji na lekcji ale również jako źródło wspomnień za kilka lat :).


Na początku wspólnie ustaliłyśmy kilka głównych punktów wakacyjnych: Poznań, Farma Iluzji, wizyty w MDK-u, woda, odwiedziny u babci na bardziej wiejskiej wsi oraz dodatkowe, różnorakie zabawy. Następnie przygotowałyśmy 6 kopert i 7 kolorowych kartek z bloku. Dalej działała głównie Dusia :)
Ozdabiała koperty, tworzyła napisy, dodawała naklejki...

środa, 7 września 2016

Zabawa na Farmie Iluzji

Wakacje rozpoczęliśmy małym wyjazdem w okolice Poznania do Rodzinki (pisałam o tej wycieczce TUTAJ) a zakończyliśmy wyprawą na Farmę Iluzji. Cieszę się, że udało nam się tam jechać tym bardziej, że i w tym roku nie mogliśmy zrealizować mojego małego marzenia jakim jest zabranie Dusi chociaż na kilka dni nad nasze polskie morze. No cóż... plany to jedno a rzeczywistość drugie... Może uda się w następne wakacje. Tak czy siak fajnie, że choć taką małą wycieczkę udało się zorganizować tym bardziej, że już w lipcu myśleliśmy nad odwiedzeniem owego miejsca. :)

Farma Iluzji znajduje się w gminie Trojanów a dokładniej znaleźć można ją pod adresem Mościska 9. Średnią mam orientację jeśli chodzi o mapę itp rzeczy ale Wujek Google podpowiada mi, że to jakieś 80 km od Warszawy i Lublina. My mamy ciut więcej i dojechanie zajęło nam 2,5 godziny.

Kolejna istotna rzecz która zazwyczaj każdego na wstępie interesuje to ceny biletu.
Bilet normalny - 29zł
Bilet ulgowy (do 12 lat) - 26zł
Bilet rodzinny (2+2) - 99zł.
Dziecko do 100cm - bezpłatnie

Pojawia się tu jednak małe ale... Niby większość rzeczy jest już w cenie biletu ale na Farmie jest też kilka osobno płatnych atrakcji. Powiem szczerze, że średnio sympatycznie do tego podchodzę, bo cena biletu może nie jest jakaś mega wygórowana ale najniższa również nie. Dlatego gdy pojedziecie tam to będąc przy kasie zerknijcie w ulotkę z dodatkowymi punktami i przemyślcie na co Wasze Pociechy ewentualnie chciałyby iść i czy nie warto zainwestować 35zł na złotą opaskę dzięki której Dziecko do woli może korzystać ze wszystkiego.
My, w związku z tym, że wejściówkę mieliśmy za free (wygrany bilet) to skusiliśmy się i zapłaciliśmy za opaskę. Choć gdy na końcu podliczyliśmy to w sumie niewiele zaoszczędziliśmy bo Dusia np nie skorzystała i tak z parku linowego, jazdy na SEGWAY'u oraz wejścia do grobowca faraona ale z drugiej strony "normalnie" darowalibyśmy sobie wejście np na pole mini golfa czy strzelnicy a takto skoro opaska była to zahaczyliśmy i o te miejsca na parę minut.
Lista dodatkowych atrakcji jest oczywiście dłuższa ale nie będę wszystkiego teraz wymieniać (coś tam jeszcze zobaczycie na zdjęciach).

Skupmy się więc już na tym co darmowe bo w gruncie rzeczy na Farmie jest tego sporo. Motywem przewodnim owego miejsca jak sama nazwa wskazuje jest oczywiście iluzja ale pojawia się tam również masa całkowicie innych rzeczy co tworzy pewnego rodzaju misz masz ;).


Lewitujący kran to pierwsze czary mary jakie zobaczyliśmy. Dusia była lekko zdziwiona jak ta woda tam leci i choć ja to wiem to nie zdradziłam jej tajemnicy ;)


Na Farmie znajduje się też sporo labiryntów. Najbardziej spodobał nam się ten wiklinowy ze zdjęć i z lustrami a reszta... malutkie i szału nie zrobiły ;)

piątek, 2 września 2016

Projekt zwierzaki cudaki 2

Po dwóch latach postanowiłam reaktywować zwierzakowo - kreatywną zabawę (podsumowanie pierwszej edycji możecie podpatrzeć TUTAJ). Po wstępnym rozeznaniu widzę, że kilku chętnych jest a jeśli Ktoś chciałby jeszcze dołączyć to serdecznie zapraszam w każdym momencie i najlepiej odrazu kierujcie się na grupę Projektową na FB KLIK, bo to własnie tam możecie dopisać się do listy uczestników no i też w tym miejscu będziemy zbierać wszystkie zwierzakowe propozycje. :)



A teraz tak pokrótce o co w tym wszystkim chodzi :)

1. Zabawa trwać będzie 3 miesiące.
Na każdy miesiąc podaje 3 zwierzaki a Waszym zadaniem jest wybranie minimum 1 i w jakiś kreatywny sposób wykonanie go  razem ze swoimi pociechami. Tutaj wszystko zależy od Was... możecie wybrać 1 zwierzaka i wykonać go na jeden sposób albo tego samego na kilka... Możecie również zdecydować się na 2 lub nawet 3 zwierzaki... Chodzi o dobrą zabawę i możliwości... Nie ma nic na siłę ale jeśli macie czas a Dzieci chęci to działajcie jak najwięcej :).

2. Nie wyznaczam również konkretnych terminów więc i tu macie sporą swobodę. Musicie poprostu wyrobić się od pierwszego do ostatniego dnia danego miesiąca.

3. Swoje poczynania koniecznie uwieczniajcie na zdjęciach :-)

4. Na grupie projektowej na FB na początku każdego miesiąca pojawiać będzie się odpowiednia grafika wraz z podanymi zwierzakami do wykonania. Pod nią zbierać będziemy wszystkie prace.